Wokół Absolutu
Czy istnieje DRUGI ŚWIAT? Ten drugi świat byłby ABSOLUTEM. Byłby poza CZASEM. Wyzwoliłby człowieka od przekleństwa czasu, czyli śmierci. Absolut ocaliłby świat od umierania. Nastałaby … WIECZNA TERAŹNIEJSZOŚĆ.
A może absolut to tylko ludzki konstrukt? Człowiek oczekuje UPORZĄDKOWANIA i znajduje je w tworzeniu bytów idealistycznych i religijnych, które tłumaczą, że świat jest przejściowy i istnieje Byt Absolutny – „gdzie indziej”, a człowiek żyje „na wygnaniu”. To trudne zagadnienia. Wiara to nie jest łatwa sprawa.
W zasadzie wszystkie definicje osadzają absolut poza czasem. On jest CZYSTĄ AKTUALNOŚCIĄ. Absolut nie posiada także części, jest stały, nie podlega zmianom, bo zmiany zakładają istnienie wcześniejszej niedoskonałości. Absolut jest DOSKONALE PROSTY. Tak opisuje absolut większość teoretyków, głównie teologicznej proweniencji.
Trzeba zadać proste pytanie: skąd wziął się sam absolut? Wszystkiemu winna jest ESCHATOLOGIA. To całkiem ludzkie poszukiwanie sensu, próba rozstrzygania o rzeczach OSTATECZNYCH, o życiu i śmierci, o losach świata. No bo jak żyć, nie wiedząc – po co to wszystko? Eschatologia to usilna próba odnalezienia OPARCIA dla życia człowieka. To oczywiście człowiek szuka tego oparcia. Jest mu trudno zaleźć to oparcie w sobie, bo ma poczucie słabości, więc szuka ratunku poza sobą. I tak człowiek ekstrapoluje absolut. Wszystko co trudne i niewyjaśnialne załatwia absolut. To taki dość pojemny worek, ale i cudowny, wielofunkcyjny algorytm. Dzięki temu, trzeba przyznać praktycznemu zabiegowi, rzeczywistość staje się jasna, zrozumiała. Posiada wreszcie SENS. Wszystko można prosto wyjaśnić.
Interpretacje rzeczywistości odbywają się już w kontekście absolutu. To daje duży ładunek odwagi, ale jednocześnie otwiera wielość interpretacji znaczenia absolutu. Pojawia się swoista licytacja o to, kto lepiej i trafniej rozumie znaczenie absolutu. Trzeba także zauważyć, że od absolutu jest już całkiem blisko do Boga. Sprawa nabiera dodatkowego, religijnego znaczenia. Absolut to czysto ludzki konstrukt, któremu ludzie próbują nadać sens obiektywny i uniwersalny, trzeba go zatem „oderwać” od człowieka, zatrzeć ślady, że to człowiek zbudował ten całkiem abstrakcyjny byt. Zwolennicy obiektywnego absolutu teraz zaprotestowaliby. Oni są przekonani, że absolut istnieje, a człowiek jedynie go odkrywa.
Namysł nad istnieniem i nieistnieniem absolutu zawsze oscylował wokół PRAWDY. Poszukiwanie jej jest ważną częścią kultury. Jest wiele nurtów wyjaśniania absolutu, jest podejście idealistyczne i scjentystyczne. Tradycja platońska, idealistyczna jest bardzo silna. To w jej ramach jest najwięcej enuncjacji na temat absolutu. Tradycja oświeceniowa, pozytywistyczna, analityczna unieważnia kwestie absolutu. Prosto, wyrzuca je w do kosza. To nie do pomyślenia w ramach tradycji platońskiej. Tutaj kwestie absolutu to zasadnicze zagadnienie. Koncepcje idealistyczne mocno odcisnęły się w chrześcijaństwie, co nie powinno dziwić.
Św. Tomasz chciał racjonalizować istnienie absolutu i Boga. Twierdził, że wszystko PRZESUWA SIĘ - zmienia się - od możliwości do rzeczywistości. Istnieje zatem rzeczywistość ostateczna. Istnienie rzeczy nie jest konieczne, a jeżeli tak, to musi istnieć jakichś BYT OSTATECZNY, który jest konieczny i jest racją istnienia rzeczy niekoniecznych. To całkiem interesujące założenie.
Chrześcijańska, tomistyczna teologia uważała, że wszystko istnieje po coś, ma jakichś cel, więc musi istnieć także CEL OSTATECZNY. Analogicznie istnieje ciąg doskonałości, od mniej doskonałych do BYTU DOSKONAŁEGO – absolutu; od kupki kamieni do samego Boga. Istnieje zatem porządek bytu i porządek myślenia. To dowód istnienia absolutu i Boga. Jest ciąg: przyczyna, konieczność, celowość, doskonałość.
Ważna jest także STAŁOŚĆ. Ona ma wyższość nad zmiennością. Spoczynek jest stanem wyższym niż ruch. (Fizyków przechodzą teraz ciarki, ale w czasach tomizmu nie było teorii względności i mechaniki kwantowej.) Jeżeli coś jest w ruchu, to zmierza do bezruchu. Ruch się bowiem unicestwia. W tym kontekście jest niedoskonały, skoro zmierza do zmiany w bezruch. Ruch jest niedostatkiem, a „potrzebą” ruchu jest spoczynek. Jeżeli jest potrzeba, to znaczy, że czegoś brakuje i domaga się wypełnienia. Podobnie jest z absolutem, on wypełnia to, czego brakuje w rzeczywistości. Absolut zaistniał poprzez OBJAWIENIE. To już nowy konstrukt.
No i teraz wszystko staje się jasne. Relacja pomiędzy człowiekiem a absolutem-Bogiem realizuje się poprzez objawienie. Ono poniekąd staje się nawet samym absolutem. Chodzi tutaj o POZNANIE i jego logikę. Objawienie opisuje absolut. Nie można zakwestionować tego opisu, bo nie można zakwestionować objawienia. Ono pełni także całkiem praktyczną funkcję. Dzięki objawieniu można porozumiewać się z absolutem-Bogiem.
Objawienie to również zasadnicze kryterium oceny świata, to jego funkcja wartościująca – aksjologiczna. Fakty z rzeczywistości przeobrażają się w wartości. Wszystkie składniki rzeczywistości nabierają sensu i wartości. Absolut i objawienie to przyczyna i skutek jednocześnie, punkt wyjścia i dojścia. To bardzo przemyślny, funkcjonalny konstrukt. To boska doskonałość, więc tym samym - Dobry Bóg.
Teraz można zadać ważne pytanie: jak zaistniało objawienie? Czy aby nie sami ludzie je powołali, wymyślili? Odpowiedź jest prosta: są kamienne tablice, jest kazanie na górze. Objawienie to tchnienie samego Boga. Zaistniało obiektywnie i bezdyskusyjnie. Istnieją świadkowie i jest Pismo. Dla sceptyka to mocno grząski grunt. Ale czy można spotkać prawdziwego sceptyka, który jest religijny?
Nie tylko sceptyk zada kolejne pytania: czy Bóg jest osobowy i może coś stwarzać? Absolut jest przecież samowystarczalną JEDNIĄ, która nic nie musi. Czy Jednia jest DOBREM? Ale jeżeli jest dobrem samym w sobie, to przekracza to znaczenie języka, który zakłada, że Dobro jest RELACYJNE. Tak oświadczy znowu sceptyk. Ale czymże jest ułomny, ludzki język wobec doskonałości absolutu-Boga? Tak odpowie uczestnik szkółki niedzielnej. Ale widmo pętli regresji pozostanie. Objawienie uspokaja i unieważnia nieznośną pętlę i błędne koło. No bo przecież jest … absolut.
Nie można o absolucie jednak wszystkiego powiedzieć. On jest nie do końca poznany, bo nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic, nawet w objawieniu. Ale dlaczego nie ujawnia? Czy absolut jest tak kapryśny? Absolut nie poddaje się banalnym ludzkim ocenom. Mnożą się jednak kolejne pytania…
Jak wyjaśnić, że Absolut-Bóg-Jednia coś musi? Jest doskonały i nic nie musi, nie musi również niczego stwarzać. Czy istnieje PIERWSZA PRZYCZYNA? To trudne pytania, które posiadają jednak odpowiedź i jest nią istnienie Wszechświata i człowieka. Skoro zatem tak się stało, że istnieją, to jest tym samym odpowiedź, że „tak musiało być”. Wszystko musi pochodzić z Jedni, ale jej nie można zrozumieć. Absolut jest także „wytrychem” dla wyjaśnienia wszystkiego, co trudno wyjaśnialne.
Pojawia się oczywista niejasność, że „pierwsza przyczyna” nie może zawierać podłoża bezwarunkowego pod rygorem sprzeczności. Przyczyna bowiem musi mieć warunek. Tak znowu odezwie się sceptyk. Te trudne pytania doprowadzają również do pewnego paradoksu, że podobnie można definiować Absolut i Nicość. To znalazło wyraz w słynnym zdaniu Georga Friedricha Hegla: czysty Byt i czysty Niebyt są tym samym.
Absolut nie podlega redukcji i NIC nie podlega redukcji. Idzie o redukcję pojęciową, ale wtedy trzeba wkroczyć na pole JĘZYKA, czyli słów. Język ma przecież liczne ograniczenia. Ale to zależy także, kto używa słów.
Należy przywołać prolog Ewangelii św. Jana: na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo.
To wszystko wyjaśnia. Ale znowu jest pytanie: czy absolut i Bóg jest w języku? Tak, bo objawienie w warstwie poznawczej jest absolutem. To uproszczenie, ale tak nakazuje konsekwencja w interpretacji. Są bowiem równania: Absolut=Bóg; Absolut=Objawienie; Objawienie=Słowo; Słowo=Bóg. Obowiązuje pełna wymienność, wielokrotny sylogizm.
Jest chrześcijańskie objawienie absolutu-Boga. Można także doszukać się śladów świeckiego objawienia. W 1637 Kartezjusz napisał Rozprawę o metodzie. Tam objawiło się COGITO. To była przełomowa próba zakwestionowania dotychczasowych objawień i oczywistości. To próba dotarcia do źródła istnienia. Wedle Kartezjusza podstawą jest myślenie, które objawia się WĄTPIENIEM. To samozwrotna czynność myślowa. To także poszukiwanie pewności – stałego gruntu, podstawy, która jest ostateczna i nie podlega krytyce – wątpieniu. Powstało swoiste RÓWNANIE. Jeżeli samoświadomość myślenia jest podstawowym źródłem poznania to „=” rzeczywistość zamyka się w ramach myślenia. Nie ma zatem zewnętrznego absolutu. Wszystko jest immanentne, i myślenie i rzeczywistość. Jest redukcja i nie ma ekstrapolacji. Mocna sprawa!
Kartezjusz podjął odważną próbę. Po nim wyzwanie podejmowało wielu, czyniło to mniej i bardziej fantazyjnie. Prawdziwą szarżę na zagadnienie absolutu dokonał wspomniany wcześniej Hegel. Jego Fenomenologia ducha to istny wykwit fantazji, wariacji na temat absolutu. Jest pewien problem, jak to opisać, uprościć, aby ocalić sens tego heglowskiego systemu…
Jest BYT. On stanowi CAŁOŚĆ. Ten całościowy byt to … Absolut. Byt-absolut jest zmienny. Ta zmienność jest LOGICZNA – konieczna i rozumna. Prawo logiki oparte jest na OPOZYCJI – każdemu twierdzeniu odpowiada jego zaprzeczenie. Jest TEZA i ANTYTEZA. Obie są prawdziwe. Prawda i fałsz zespalają się. One zmierzają SYNTEZY. To droga to pełnej prawdy. Tak triadycznie rozwija się byt i prawda. Pomijając pewien paradoks opozycji prawdy i fałszu, to dość pomysłowa koncepcja.
Hegel do tego wzoru podstawił już wszystko: przyrodę, kulturę, społeczeństwo, państwo, prawo, religię, sztukę, naukę. Jego system był prawdziwie UNIWERSALNY. Uważał, że stworzył filozofię WSZYSTKIEGO. Tę swoją pewność podbijał skrajnym racjonalizmem, w końcu wszystko parte było o logikę. Tak najkrócej można przedstawić podstawy systemu Hegla. To jednak nie koniec…
Jest jeszcze DUCH i to w TRZECH wersjach. Ale po kolei. Byt ma dwie postacie: przyrody i idei. Syntezą przyrody i idei jest ten właśnie „duch”. Tak tę syntezę nazwał właśnie Hegel. Czy ładnie? Na pewno ezoterycznie i pewnie według Hegla górnolotnie.
Wedle Hegla istnieją 3 działy filozofii. Logika. Filozofia przyrody. Jest także FILOZOFIA DUCHA. Ta ostatnia również posługiwała się triadą. Tezą był DUCH SUBIEKTYWNY. Antytezą był DUCH OBIEKTYWNY. Syntezą zaś DUCH ABSOLUTNY. Tak Hegel doszedł do absolutu. Poczynił dalsze klasyfikację. Duch subiektywny to podmiot ze swoją świadomością i samopoznaniem. On przebywa drogę do zjednoczenia z najwyższym duchem. Duch obiektywny zaś przekracza subiektywność i tworzy formy i zasady zbiorowe: społeczeństwo, państwo, moralność, prawo. Duch absolutny to już: sztuka, religia i filozofia. To wszystko znowu podlega podziałowi na trójki: teza-antyteza-synteza.
Tak, drogą długą i pokrętną, Hegel objaśnił struktury absolutu. Poczynił parę apriorycznych założeń, otarł się o paradoksy, ale uzyskał ducha absolutu. Podobało się to wielu, ale przeciwników także było sporo, jeszcze w XIX wieku. Odpór heglizmowi dali POZYTYWIŚCI. Zakwestionowali w zasadzie wszystko. Zdemaskowali ekwilibrystykę, wyłuszczyli paradoksy. Jednak wpadli w pewną pułapkę.
Pozytywizm proklamował ABSOLUTYZM POZNAWCZY, ponieważ wnioski z doświadczenia mają charakter ostateczny. Nie może być żadnych spekulacji, szafowania założeniami i snucia fantazyjnych opowieści. To była skrajna opozycja dla heglizmu. (Jakby antyteza? Tak pewnie powiedziałby Hegel.) Późniejsi empiryści chcieli tylko wyrugować świat z absolutu, a raczej absolut ze świata.
Pragmatyści poszli inną drogą niż pozytywiści, ale także nią doszli do absolutu. Chcieli mierzyć wszystko użytecznością, więc skoro absolut może być użyteczny, to … istnieje.
Ogólnie można to „świeckie objawienie” spuentować, że unieważnia metafizyczne, religijne objawienia. Metafizyka i teologia nie mogła się przecież z tym zgodzić.
Istnieją dwie barykady. Jedna dopuszczająca absolut i transcendentne objawienie. Druga, to zwolennicy JAŹNI - kartezjańskiego cogito. Można też dostrzec pewną obsesję w podążaniu w kierunku jakiejś zasady naczelnej. Ona powinna być jednoznaczna i jedyna, wedle której będzie objaśniany świat. To takie Syzyfowe działanie. Dochodzenie do wielkiej syntezy i jej zakwestionowania. To się powtarza i będą kolejne próby.
Koncepcja absolutu doprowadza także do pewnej formy konfliktu. Istnieją bowiem dwie sprzeczne ludzkie motywacje. Z jednej strony jest poszukiwanie oparcia dla własnego istnienia - poza sobą. To wynika z metafizycznego lęku przed samotnością (śmiercią?), ściślej: że człowiek jest sam na świecie i musi zatem wszystko sam wyjaśniać i usprawiedliwiać. To taka ucieczka od wolności. Potrzeba bezpieczeństwa to jedno z największych pragnień indywidualnych.
Jest też druga inklinacja. Otóż, oddanie się we władanie „zewnętrznego” absolutu doprowadza do poczucia nierzeczywistości. Zachowania i decyzje indywidualne zależą bowiem do obcej, zewnętrznej siły. Ona staje się prawdziwym wykonawcą indywidualnych działań. Staje się także rzeczywistą WOLĄ. Człowiek przestaje się liczyć. To także jest nieznośne i zmusza do działania, a przynajmniej do zakwestionowania koncepcji absolutu, tej, albo innej.
Tak oto rozgrywa się ten konflikt, jego podstawą jest wolność. To taka kwadratura koła. Jakże można z jednej strony pragnąć wolności i chcieć się jej pozbyć? Tendencjom odśrodkowym, ograniczającym człowieka, towarzyszą najczęściej działania dośrodkowe, podmiotujące i afirmujące człowieka. Ten konflikt napędzał filozofowanie, dawał pole do sporów i interpretacji. Czy kiedyś człowiek dowie się jak jest? Ale to popadanie w agnozję. To przecież także jakieś stanowisko.
Część fizyków twierdzi, że współczesna fizyka graniczy jakoś z TRANSCENDENCJĄ. Od niej jest bliżej do absolutu i Boga. Ale transcendencja nie jest już przedmiotem nauki, jest już na polu WIARY. Nauka i wiara, to jednak dwa odmienne języki, nie ma miedzy nimi drogi, wspólnego mianownika. Chociaż wielu twierdzi, że jest połączenie, napisano encyklikę Fides et ratio.
To jednak wtórna sprawa do pierwotnego konfliktu odnośnie eschatologii. Czy należy PORZĄDKOWAĆ sprawy ostateczne? Porządkować, to znaczy nad nimi się zastanawiać i to niezależnie, czy poprzez narzędzia absolutu religijnego, czy poprzez Naukę.
Czy warto porządkować fakty życia, skoro i tak te wysiłki skazane są na porażkę? Porządkowanie może doprowadzić do choćby częściowego panowania nad rzeczywistością. Idzie tutaj także o nadzieję, że istnieje jakichś zestaw narzędzi poznania, skoro ostateczność i absolut jest kwestionowany. Stawka jest wysoka, dlatego tyle emocji.
A jak jest z dowodami na istnienie Boga? Nie jest z nimi także dobrze. Pojawia się bowiem regresja, błędne koło. Nie można z pojęcia rzeczy wywnioskować istnienia rzeczy. Nie można przejść dedukcyjnie od stanów świata do istnienia czegoś poza światem. Nie można przypisać hipotezie teistycznej wyższego niż 50% prawdopodobieństwa. Bóg istnieje, albo nie istnieje. Na gruncie logiki każdy z tych dwóch stanów posiada prawdopodobieństwo 50%. Istnieją zaś lepsze wyjaśnienia stanu świata niż teistyczne. Lepsze, to wcale nie oznacza, że zachodzi 100%. Ale nauka zdecydowanie lepiej radzi sobie z objaśnianiem stanów świata niż religie. Można także przyjąć bądź odrzucić definicje Boga, bez sprzeczności. Istnienie Boga nie można wyprowadzić z założeniu istnienia Boga. Czy można dowodzić prawdziwości definicji z tejże definicji?
Tak po kolei można obalać dowody na istnienie Boga, te aprioryczne, te dedukcyjne i indukcyjne. Ale to są sprawy wielokrotnie już omawiane, opisane. Pozostaje zatem ucieczka do TEOLOGII APOFATYCZNEJ. Ona bowiem neguje jakiekolwiek ludzkie poznanie i zrozumienie Boga. Istnieje zatem czysta wiara, bez potrzeby dowodzenia, rozumienia.
Jedni przechodzą na stronę transcendencji w akcie wiary, inni się wzdrygają, a jeszcze inni nie wiedzą co zrobić. Leszek Kołakowski te alternatywy nazwał metafizycznym horrorem.
Można sprawę zignorować, zawiesić się gdzieś pomiędzy? Albo zająć niszę, która blokuje nieznośny napływ wątpliwości. Otworzyć wtedy chłodne piwo i obejrzeć mecz ligi mistrzów.